trwa inicjalizacja, prosze czekac...Forum Ginekologiczne


Armenia
Reportaż
Szkolenia EVS
Dla Turysty
Mój projekt
Warto zobaczyć
Lektury o Kaukazie
O mnie
Kontakt
Fundacja im. Roberta Schumana
Wrzesień
=> 11.09.2010
=> 12.09.2010
=> 13.09.2010
=> 14.09.2010
=> 15.09.2010
=> 17.09.2010
=> 18.09.2010
=> 19.09.2010
=> 20.09.2010
=> 21.09.2010
=> 22.09.2010
=> 23.09.2010
=> 24-26.09.2010
=> 28.09.2010
=> 29.09.2010
=> 30.09.2010
Pazdziernik
Listopad

14.09.2010


Poniedziałek. Po śniadaniu David i Archil wsiedli w marszrutkę do Erewania bo po południu musieli stawic się w uniwersytecie. Wstępnie umówilismy się, że w przyszły weekend odwiedzimy ich z Ulą w stolicy. Około 11 przyszedł do nas Kelvin, który przyjechał do Armenii z USA aż na dwa lata pisac projekt biznesowy dla organizacji. Zaraz potem przyszedł Morten i razem poszliśmy do biura. Szliśmy niecałe 10 minut. Zresztą to bardzo małe miasteczko i wszędzie mamy blisko. Na miejscu poznałam pracowników. Wszyscy są bardzo mili. Dowiedziałam się, że na początku będę uczyła angielskiego z Siróż –przesympatyczną Ormianką, która zna wszystkie dzieciaki i pomoże mi do nich dotrzec. Jeszcze nie mam przydzielonej jako tako grupy ‘uczniów’, ale chętnych nie brakuje. Dziś obserwowałam jak Ula prowadziła lekcje z dziecmi. Ma siedmiu podopiecznych w wieku od 8-12 lat. Ich poziom angielskiego nie jest wysoki, ale są bardzo młodzi i dopiero zaczynają. Uczą się powoli ale chętnie. Nie mogłam nie uśmiechnąć się pod nosem gdy młody, niski chłopiec zaczął recytowac liczby od zera do dziesięciu. Mówił z takim entuzjazmem jakby miał dostac za to co najmniej wielką paczkę cukierków. Trudno mi opisac jaki był szczęśliwy, że to własnie jego wybrano spośród lasu rąk zgłaszających się dzieci. Na dzisiejszej lekcji ćwiczyli liczby, poznali kolory i podstawowe słówka. Żeby nie uczyli się schematycznie i, żeby nie było monotonnie co jakiś czas odbywały się zabawy. W pomieszczeniu obok poprzyklejaliśmy z Ulą wycięte, kolorowe kartki z kilkoma liczbami od 1-100. Potem mówiliśmy na głos liczbę, która znajdowała się na jednej z kartek i dzieci ruszały do drugiej sali szukac ukrytych numerów. Kto znalazł pierwszy przynosił i wygrywał. To jedna z kilku konkurencji, które się dzisiaj odbyły. ‘Uczniowie’ też chętnie śpiewają po angielsku. Dobrze się przy tym bawią i poznają nowe słówka. Przypomniała mi się gra w wisielca, którą uwielbialam w podstawówce. Mysle, że im się spodoba. Zobaczymy.

Po lekcjach zostalismy zaproszeni z Ulą, Mortenem i Kevinem do Etery (jednej z wolontaruszek z biura). Najpierw mieliśmy jednak odwiedzic jej babcie, która koniecznie chciała nas poznac. Po drodze spotkaliśmy jej trzech wujków, dwie kuzynki i brata, ktory godzine pozniej mi sie oswiadczyl. Dziadkowie czekali już przed domem. Ciekawe spojrzenia sąsiadów czychajacych za firanami przeszywały nas na wylot. W Vardenis nie ma wielu turystów i jesteśmy niemala atrakcją. Wszyscy dziwnie się patrzą... Można w pewnym sensie odczuc(co jest wlasciwie miłe), że to dla nich prestiż gościć obcokrajowcow. Zwłaszcza, kiedy sąsiedzi widzą :-)
Czym prędziej schowaliśmy się do srodka bo zaskoczyła nas ulewa. W domu mnóstwo owocow. Szczególnie zasmakowaly mi bardzo słodkie, czerwone owoce, które potem okazaly się być pomidorami w cukrze. Pewnie gdybym wczesniej o tym wiedziała nie odważyłabym się spróbować. Pomidory w cukrze… A jednak! Cos tak dobrego i niepowtarzalnego rzadko można spróbować. Kiedy zorientowali się, ze mi smakuja nie było już ratunku. Musiałam zjesc wszystkie...
Kiedy przestalo padac podjechal po nas czarny jeep i ruszylismy do domu Etery. W porownaniu do sasiednich prezentowal sie pieknie. W srodku bogactwo. Wielkie loza, skorzane kanapy, olbrzymi stol, porcelanowe zastawy, krysztaowe kieliszki. Przepych. Co mozliwe pozlacane, posrebrzane. Jak w baroku. Inspirujace w swojej wyjatkowosci ale jednoczesnie troche kiczowate. Pokoje glownie rozowe lub blekitne. W kazdym dywany na scianach. Zazwyczaj czerwone, bordowe lub brazowe.
Najpierw poczestowano nas winem i kompotem(bardzo slodkim -jak wiekszosc tutaj). Do tego owoce, wafle i ptasie mleczko. Ciast sie tu raczej nie jada. Przewazaja slodycze pakowane. Uwielbiaja batony (zwlaszca Marsy, Snickersy i Twixy). Przepadaja tez za Fanta. Niby daleko im do Europy, ale maja wiekszy wybor smakow(Mars czekoladowy, Fanta o smaku marakuji i ananasow). Potem podano obiad. Pyszne oscypki, pieczone ziemniaki, mieso przyzadzone na kilka sposobow, oczywiscie lawasz, salatki z owocw i warzyw. Chyba n ie jestem w stanie wymienic wszystkiego. Kiedy zjedlismy, Etery zaczela kroic gruszki, jablka, rozdzielac arbuzy, winogrona. Wszystko bezposrednio ladowalo na naszych talerzach. Odmowic nie wypada bo latwo ich tym obrazic. Gdy mowisz: "Pyszne, ale nie mam juz ochoty na wiecej", slysza: "Nie chce, bo mi nie smakuje". Bylam tak najedzona, ze az mnie to zmeczylo. W milej atmosferze czas minal szybko. Wkrotce zrobilo sie pozno i ciemno. Etery zadzwonia po wujka by odwiozl nas do mieszkan i nim minela chwila czarny jeep znow pojawil sie przed domem. Bardzo mnie to ucieszylo bo o wlasnych silach chyba bym nie doszla :-)



Powrót do WRZESIEŃ

 




Czas w Armenii



Czas w Polsce





Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja