|
|
|
|
21.09.2010
Rano szybki prysznic i znow w marszrutke. Do Vardenis. Przed nami 2.5h drogi. Jest wtorek, ale mamy przedluzony weekend bo dzisiaj swieto odzyskania Niepodleglosci przez Armenie. Z tego powodu w centrum Erewania odbywaja sie wielkie uroczystosci. Fajerwerki, koncerty, wystepy. Chcialysmy zostac dluzej i wrocic do Vardenis dopiero jutro. Jednak rano nie mialybysmy transportu. A trzeba isc do pracy. Z drugiej strony bylam niesamowicie szczesliwa, ze wracamy juz do ‘domu’. Wszedzie dobrze, ale u siebie najlepiej. Przyznaje, ze zadomowilam sie juz w naszym nowym mieszakniu. Polubilam swoj maly, niebieski pokoj. Przyzwyczailam do skrzypiacego lozka, zepsutej kuchennki, nieszczelnych okien, starej glosnej lodowki, ktora zamraza wszytko co sie do niej wlozy, a nawet do zimnej wody i braku wszystkiego tego, czego nie wymienilam :-) W trasie zadzwonila do nas Monika –dziewczyna, ktora odszukala nas na 'CouchSurfingu' (portalu internetowym, w ktorym mozesz znalezc darmowy nocleg u ludzi (gdy gdzies podrozujesz), jednoczesnie oferujac innym nocleg u siebie). Pytala czy moze sie u nas zatrzymac z dwojka znajomych. Wracaja z Karabachu. W mieszkaniu bylysmy ok. 21:00 i przygotowalysmy obiado-kolacje. Po godzinie dolaczyli do nas Monika, Lukasz i Kaja. Rozmawialismy o podrozach. Olaboga –po polsku! Umowilismy sie, ze jutro, po pracy, ruszamy razem nad Sewan.
|
|
|
|
|
|
|