O 11:00 zaczelam pierwsza lekcje angielskiego. Wchodze do klasy i slysze jednoglosne “GOODBYE”. Gdyby maluchy nie mialy po 4-5 lat, pewnie pomyslalabym, ze nie jestem tu mile widziana. Na szczescie usmiechy na ich twarzach zdawaly sie mowic co innego. Ostatecznie, o tym, ze to tylko pomylka przekonalo mnie “GOOD MORNING” na dowidzenia. Dzis ogladalismy rosyjska kreskowke “Wilk i Zajac”. Dowiaduje sie, ze nastepna bajka, jaka zobaczymy to POLSKA bajka! “Jaka? -pytam bardziej zdziwona niz zaciekawiona– “Lolika i Bolika” -odpowiada Siroz twardym, ormianskim akcentem –dzieci ich uwielbiaja!” Spojrzalam na opakowanie plyty, ktora mi podala. No tak, chodzilo o “Bolka i Lolka” :-)
Nastepna zajecia o 12:00. Z szesciolatkami. To moja ulubiona grupa. Na poczatku powtarzalismy jak po angielsku mowi sie na poszczegolne zwierzeta, ktorych nazw nauczylismy sie w poniedzialek. Kiedy przyszla kolej na moj ulubiony rysunek “owieczka pasaca sie na lace”, Lilit –dziewczynka z trzema czterema kucykami (kazdy w inna strone swiata), tak bardzo chciala byc pierwsza, ze gwaltownie wstala (az krzeslo sie zachwialo) i krzyknela glosno “SHIT!”. Owieczka to po angielsku “sheep”, “shit” to odpowiednik polskiej “kupy”, tylko troche bardziej wulgarnie :-) W wymowie slowa brzmia podobnie.
Poza tym spisali sie na medal. Ucza sie dobrze, bo chca sie uczyc. W klasie jest cisza, wszyscy sluchaja z uwaga i zaciekawieniem. Prawie caly czas sie zglaszaja i sa szczesliwi, gdy dostana szanse by sie wykazac. Co jakis czas przygotowujemy wierszyki i piosenki, czesto robimy tez zabawy, gry i konkursy. Dzis nauczyli sie nowej piosenki: ”My Bonny is over the ocean”. Gdy zapamietali slowa, zrobilismy konkurencje: “kto lepiej spiewa, dziewczyny czy chlopcy?” Oczywiscie dziewczynki :-) Ale, zeby nikomu nie bylo smutno, oficjalnie zyciezcami zostali wszyscy. I tak to pozbylam sie ostatnich dwoch polskich czekolad :-)
Po poludniu pojechalismy z dyrektorem YMCA do obozu, ktory nalezy do naszej organizacji. Znajduje sie niedaleko Vardenis, w nieduzym miasteczku –Daranak. Jechalismy tam okolo 45 minut (gdyby nie dziury w jezdni wystarczyloby 20). Powitaly nas dziewczyny z biura. Etery przygotowala pyszny obiad. Potem wybralismy sie pozwiedzac okolice i zobaczyc budynek. Budynek, do ktorego przyjezdza mlodziez z YMCA z calego swiata, przypomina wielki, goralski dom. Ma az 3 pietra. Na pierwszym, znajduje sie piekna, duza stolowka, kuchnia, hol, lazienki i sala konferencyjna z bogatym wyposazeniem. Na drugim i trzecim mieszcza sie pokoje roznych wielkosci. W tych wiekszych znajduja sie pietrowe lozka, mniejsze sa zazwyczaj 3-4 osobowe z balkonami i wlasnymi lazienkami. Jednak najwieksze wrazenie robi lokalizacja…
Oboz znajduje sie na wysokim wzniesieniu, z ktorego widac wszystko, co chcialabym widziec… Gory, lasy i mieniace sie w sloncu, wszechobecne “ormianskie morze” –Sewan. Gdybym w przyszlosci mogla wybrac sobie jakies miejsce na ziemi, gdzie chcialabym zamieszkac, nie zastanawialabym sie dlugo…