|
|
|
|
20.09.2010
Rano wsiedlismy w marszrutke i ruszylismy do Vanadzor. Tam spotkalismy sie z innymi wolontariuszami. z YMCA. Vanadzor to trzecie miasto, co do wielkosci, w Armenii(zaraz po Erewaniu i Gyumri). Jednak nie zrobio na mnie wrazenia. Byz moze dlatego, ze po odwiedzinach w Spitak patrze teraz bardziej krytycznie.
Budynek stary, ponury i zimny. Wolontariousze przyjeli nas cieplo. Okazalo sie, ze byli miesiac w Polsce i znaja pare polskich piosenek. Zaspiewali nam jedna. Nie syszalam jej wczesniej. Piosenka o tym, ze lepiej pic wino niz wode. Krotka, zwiezla i na temat. Chyba faktycznie stereotyp Polakow kreci sie wokol jednego. Bardzo polubilam dwie dziewczyny; Ann -z Belgii, i Kristen -z Lotwy. Wieczorem pojechalysmy z nimi do Erywania, na 27 urodziny, Sary(Portugalki, ktora Ula poznala na szkoleniu).
W stolicy, jak zwykle haos. Samochody czesciej przejezdzaja na czerwonym, niz zielonym swietle. Przypomnialy mi sie rady Archila; po pierwsze "nie patrz na swiatla, bo to nie funkcjonuje w tym miescie"; po drugie "wieksze szanse, ze przezyjesz przechodzac przez ulice masz wtedy gdy nie rozgladasz sie na boki. A juz bron Boze nie zatrzymuj sie." Zdumiewajace, ze w praktyce nie okazaly sie ani troche przesadzone. Miasto zyje swoim tempem. Zdecydowanie za szybko.
Wielkim osignieciem w Erywaniu jest znalezienie odpowiedniego autobusu. Jezdza kiedy chca. Nie ma tu zadnych rozpisek. Nie spotkasz tez oznaczen jaki autobus odjezdza, z ktorego przystanku. A jesli ktos powie, ze by dostac sie do centrum nalezy wsiasc w autobus numer 113, nie ciesz sie za wczasu, bo prawdopodobnie nie czekasz na odpowiednim przystanku. Mieszkancy stolicy tez maja problem z odnalezieniem sie w tym miescie. Kazdy wskazuje inna droge, inny numer autobusu, czasem nawet przeciwne kierunki. Najlepiej szerokim lukiem omijac 'babuszki' . Czasami mialam wrazenie, ze celowo wprowadzaja w blad. W koncu udalo nam sie ustalic gdzie mamy czekac i na co. Czekamy pol godziny, potem nastepne pol... Pytamy ludzi czy to aby na pewno dobry przystanek. Slyszymy kolejno "tak"; "nie", "nie wiem". Ile ludzi, tyle odpowiedzi. Jednak "tak" bylo wiecej wiec czekamy. W koncu przyjezdza! Dla pewnosci pytam kierowcy czy autobus jedzie w miejsce, ktorego szukamy. "Jedzie!"- odpowiada kobieta siedzaca obok mnie. Rozmawiamy przez cala 15-minutowa podroz. Jest nauczycielka angielskiego w Gyumri. Przyjechala do stolicy na konferencje. wymienilysmy sie adresami e-mail, numerami telefonu. "Odwiedzcie mnie!"-krzyczy na pozegnanie.Czemu by nie? Gyumri to piekne miasto.
Nie moge zapomniec o wielkiej zalecie zwiazanej z komunikacja miejska w Erywaniu. Gdziekolwiek jedziesz, nie wazne jak dlugo, nie musisz martwic sie o to, by kupic bilet. Bez wzgledu na to czym jedziesz. Bez znaczenia czy wsiadasz w marszrutke, autobus miejski czy trolejbus, bez znaczenia ile czasu bedzie trwala twoja podroz, placisz zawsze tyle samo; 100 dram = nie cale 1zl. NIE DOTYCZY TAKSOWEK! Poza nimi uslugi komunikacyje tanie i wygodne. Moze wlasnie dlatego kierowcy jezdza kiedy chca i gdzie chca. Moze wlasnie dlatego nie powinnismy wymagac zbyt wiele...
W koncu trafilismy do Sary. Na prezent urodzinowy kupilismy jej ormianskie wino z dzikiej rozy, konfitury i cukierki. W jednym ze sklepow zobaczylam polskie "kasztanki". By tez sok "Leon" i to chyba na tyle jesli chodzi o polskie produkty w tym markecie. Solenizantka mieszka z piecioma wolontariuszami. Maja olbrzymi dom. W srodku ponad 30 osob. Przyszli ludzie z Wielkiej Brytanii, USA(chyba najwiecej), z Danii, chlopak z Nowej Zelandii, Francji, Portugalii, Hiszpanii, wiele osob z Armenii, Litwy, Estonii, Grecji i Slowenii. No i my -goscie z Polski! Choc po dniu spedzonym w marszrutkach i na bladzeniu po ponadtrzydziestostopniowym Erewaniu stracilismy ochote na jakakolwiek impreze, gdy znalazlysmy sie w srodku sily automatycznie powrocily. Bylo swietnie. Poznalysmy wiele nowych osob. W tym jednego chlopaka z Gawar, ktorego prawdopodobnie odwiedzimy w najblizszy weekend. Eta wsjo :-)
|
|
|
|
|
|
|